Nosferatu: Gniew Malachiego, u nas wydany przez Nicolas Games, to gra wyjątkowa. Jej szczególność zawdzięczamy niepowtarzalnemu i prawdziwie gotyckiemu nastrojowi grozy. Ponadto strach wzmaga sam gatunek gry, w survival horrorach każdemu krokowi towarzyszy obawa o życie głównego bohatera.
Akcja gry toczy się w 1912 roku. Wcielamy się w rolę Jamesa Pattersona, który rusza do Rumunii na ślub swojej ukochanej siostry. Na miejscu dowiadujemy się, że rodzina została porwana, a dokonał tego pan młody, w rzeczywistości będący wampirem – i to nie byle jakim, bo jednym z najpotężniejszych. Uzbrojeni jedynie w miecz i krucyfiks ruszamy na odsiecz. Jednak w akcji ratunkowej będą przeszkadzać całe zastępy potworów, które wysłano specjalnie by odebrać nam życie.
Podróżując przez kolejne poziomy spotkamy członków naszej rodziny, każdego z nich musimy uwolnić z oblężenia i zaprowadzić w bezpieczne miejsce. Poziom trudności rozgrywki bardzo szybko rośnie, jednak nie martwcie się, w zamczysku odnajdziemy porozrzucane kartki, które wskażą nam, w jaki sposób najlepiej rozprawić się z poszczególnym przeciwnikiem. Znając odpowiednie taktyki, będzie nam się odrobinę lepiej wiodło.
Fani szalonego uzbrojenia będą zachwyceni. W Nosferatu: Gniew Malachiego możemy walczyć nie tylko za pomocą wcześniej wspomnianego miecza. Rapiery, muszkiety, rewolwery, strzelby, drewniane kołki… lista wydaje się nie kończyć. Ponadto ogromnym plusem jest zastosowanie specjalnego generatora poziomów, który sprawia, że za każdym podejściem zamek ma inny układ, a rodzina więziona jest w innych miejscach. Emocje podkręca dobrze skomponowana muzyka, gdyby nie ona, gra zmieniłaby się w monotonne cięcie potworów.
Technicznie tytuł wykonany jest bardzo dobrze, pomimo upływu czasu, dalej da się w niego grać i jest do czego wracać. Potwory faktycznie straszą, nie są pokracznymi karykaturami wywołującymi uśmiech na twarzy. Dobrze zaprojektowane efekty specjalne i dynamiczne oświetlenie sprawiają, że na grę miło się patrzy. Z rzeczy, które mogą irytować: słabo zaprojektowane SI naszych krewnych (jedyne, co potrafią robić podczas prowadzenia ich do bezpiecznej strefy to zasłanianie twarzy rękami), łatwość zgubienia się w labiryncie pomieszczeń i brak mapy oraz odradzający się w kółko przeciwnicy.
Pomimo małych błędów grę można polecić z czystym sumieniem, Nicolas Games zrobił niezły prezent fanom wampirów z krwi i kości. Zachwyceni będą również lubiący klasyczne strzelanki, ponieważ znajdą tutaj odskocznie od zabawy z celownikiem i będą mogli zrelaksować się bez zbędnego myślenia.